WYWIADY I RELACJE
Niesamowita Sprawa
Bloody Mess
False Experience
Inclusion
Non Iron
VENUS ECLIPSE
Man in the Box
PROLETARYAT
Mariusz Zarzeczny
Diving Stove
materiał filmowy
Tegoroczna edycja Rozbujanego Zagajnika po raz kolejny udowodniła, że nawet w samym środku wioski można stworzyć mały, muzyczny wszechświat, w którym dźwięk, błoto i ogień z ogniska splatają się w jedną opowieść o wolności i pasji. Dwa dni, kilkanaście godzin muzyki i tłum roztańczonych, rozkrzyczanych ludzi – tak wyglądało serce polskiego rockowego podziemia w sierpniowy weekend.
Piątek – Blues, młodość i grunge’owy żar
Pierwszy dzień rozpoczął Mario Zarzeczny – prawdziwy bluesowy włóczęga Zagajnika. Z harmonijką w dłoni, pojawiający się to na scenie, to przy ognisku, Mario był niczym duch imprezy – raz nostalgiczny, raz wesoły, zawsze autentyczny. Jego spontaniczność idealnie wpisała się w klimat festiwalu.
Po nim sceną wstrząsnęło Diving Stove – młoda ekipa, której energia mogłaby zasilić pół miasta. Mimo że większość z nich dopiero co zdała maturę, grają z mocą i pasją, której nie powstydziłby się żaden weteran. Ich występ to czysta bezczelność młodości – riffy, pot, uśmiechy i wściekłość w jednym.
Gdy na scenę wkroczył Man in the Box, tłum wiedział, że nadchodzi coś wyjątkowego. Surowy grunge, tłuste riffy i głos Juana Carlosa Cano (tak, tego z The Voice of Poland i House of Death) wypełniły polanę ciężkim, mięsistym brzmieniem. Ziemia drżała, a publiczność zbierała szczęki z trawy.
Na zakończenie piątkowego wieczoru – Non Iron. Klasyka polskiego rocka, żywa lekcja historii muzyki. Ich set to była podróż przez lata 80. i 90. – od „Innym niepotrzebni” po „Candles and Rain”. Dla starszych fanów – nostalgia. Dla młodszych – odkrycie, jak brzmi rock bez autotune’a i sztucznych efektów.
Sobota – Od alternatywy po prawdziwy rockowy wybuch
Drugi dzień otworzyło Venus Eclipse – zmysłowy miks alternatywy i rockowej melancholii. Ich set wprowadził publiczność w sobotni klimat – nieco lżejszy, ale z energią, która narastała z każdym utworem.
Po nich scenę przejęło False Experience – i tu zaczęło się szaleństwo. Totalni wykolejeńcy z obsesją na punkcie końcówki XX wieku roznieśli scenę, łącząc glam, grunge i punkową bezczelność. Skid Row, Alice in Chains, Mötley Crüe – ale jakby przefiltrowane przez ADHD i dziki sen lat 2020. Brudno, głośno, nieprzewidywalnie – tak jak obiecali.
Inclusion, po sukcesach na Pol’and’Rocku i trasie z Nocnym Kochankiem, pokazali, że są dziś jedną z najmocniejszych alternatyw metalowych w Polsce. Melodyjne wokale, ciężkie riffy i ogromne emocje – ich koncert był czystym ogniem.
Kiedy na scenie pojawił się Bloody Mess, publiczność oszalała. Powracający bohaterowie jednej z poprzednich edycji nie zawiedli – dziki, agresywny punk’n’roll, który zamienił polanę w jedną wielką, skaczącą masę ciał. „Ostry wp***dol” – jak sami zapowiadali – w pełni spełniony.
Po tej burzy emocji pojawiła się Niesamowita Sprawa – zespół, który udowadnia, że proste piosenki też mogą mieć duszę. Ich występ był jak kufel zimnego piwa po całym dniu biegania – szczery, radosny, bez zadęcia.
A potem… Proletaryat. Legendarny finał festiwalu. Gdy na scenie wybrzmiały pierwsze riffy, las dosłownie zadrżał. Charyzma, surowa moc, zero kompromisów – czysty rockowy bunt. „Proletariusze wszystkich krajów – łączcie się pod sceną!” – to nie był slogan, to był rozkaz. I Zagajnik posłuchał.
Rozbujany Zagajnik 2025 był dokładnie tym, czym miał być – dzikim, autentycznym świętem muzyki. Od bluesa i grunge’u, przez alternatywny metal, po klasykę rocka – każdy znalazł tu coś dla siebie.
Nie było plastiku, nie było kalkulacji – tylko szczerość, pot, kurz i muzyka.
Zagajnik jeszcze długo będzie brzmiał echem gitar.
A my już odliczamy dni do kolejnej edycji.
Skrót filmowy z edycji 2025
2025
Michał Skrzybczak - Fotoblog
Sławomir Radziejewski -
Foto Wybryki
©2024-2025 Laura Kantorska,